Tytuł zachęcający do przeczytania. Przygody z Niemcami oraz Lenovo.
2 tygodnie temu nieszczęśliwym trafem padł mi dysk w moim laptopie Lenogo G710. Notabene laptop zakupiony w styczniu (pisałem o tym zdaje się :) )
Dysk definitywnie padł. Nie uruchamiał się wcale. Nie wykrywalny jak nasze samoloty. No cóż. "Nagwarancje z nim." – pomyślałem.
Dzwonię do serwisu Lenovo. Godzina wczesna bo ok 10 (chciałem jak najwcześniej załatwić sprawę). Zanim się dodzwoniłem mineło z dobre 40 min wiszenia na telefonie.
Całe szczęście że mój abonament ma darmowe rozmowy wszędzię bo inaczej zapłaciłbym fortunę za to.
Po dodzwonieniu się w końcu i rozmowie z miłym Panem ze słuchawkami na uszach oznajmił mi że przyśle mi na adres mejlowy Vocher dzięki któremu nadam paczkę z laptopem w placówce PP za darmo. Gęba się uśmiechnęła. Laptop zapakowany, zaniesiony, oddelegowany. Welcome nach Deutschland.
Tak ku zdziwieniom a może i nie serwis Lenovo nie uznaje wysyłki pierdół. Od razu każą wysłać cały sprzęt (Laptop + ładowarka + bateria). Nic więcej. Nawet zalecają aby nie wysyłać w oryginalnym opakowaniu bo i tak pewnie nie wróci. Żadnych papierów, dokumentów nic.
Po szczęśliwych i długich oczekiwaniach (prawie 2 tyg.) dostałem dziś swój upragniony i długo wyczekiwany sprzęt.
Pierwsze co zrobiłem oczywiście to odkręciłem obudowę aby sprawdzić czy kości ram się zgadzają, czy aby na pewno wymienili dysk. Ufff… wymienili i nawet nic nie podmienili :)
I tu się zaczyna magia. Wcześniejszy dysk który mi padł to Seagate 1TB SSHD (8GB Flash) z bodaj dużym cache (chyba 64MB albo ja mam sklerozę) z SATAIII, a dostałem: uwaga, uwaga….
Samsung Momentus 1TB HDD 8MB cache SATA II !!!!
Jak przemiło. Wymienili mi dysk na… szrot…
Tym miłym akcentem, po burzliwej rozmowie z konsultantem (nie, nie krzyczałem na niego, on nie jest niczemu winny) dostałem kolejny Vovcher nach Deutschland. Spakowany w karto który dostałem po gwarancji i zaniesione na PP. Kolejne 2 tyg. oczekiwania.
Pewnie ktoś powie po cholere wysyłać kolejny raz i znowu czekać. Ano dlatego, że powinni mi wydać taki sam dysk, albo lepszy w przypadku braku. Ale nie gorszy.
To tak jakbyś kupił auto z klimą, padła Ci i w ramach naprawy dali Ci auto z wiatraczkiem na zapalniczkę. Cudnie po prostu.
Wysyłam dla zasady, bo to mi się należy. Nie po to zapłaciłem spore zł aby nie móc z tego korzystać.
Dalsze losy: Po urlopie z Niemiec czyli serwis Lenovo